Świadectwo Karola

     Przeżywamy bardzo trudny czas pandemii. Słyszymy, że każdego dnia wiele tysięcy osób zostaje zarażonych koronawirusem. Niektórzy z nich niestety umierają.  Choroba to trudne doświadczenie i wielka próba, przed jaką stoi człowiek. Taką próbę zwycięsko przeszedł pan Karol Gregiel, który przez długie lata był ministrantem i lektorem oraz należał do Oazy przy naszej parafii. Myślę, że jego świadectwo jest bardzo ważne i pomoże również nam odkryć, co w naszym życiu jest najważniejsze.

Oto słowa Karola ze szpitala, które napisał 19 października:
    Dla Wszystkich którzy nie wierzą w koronawirusa! Zacznijcie wierzyć i nosić maseczki! Jak widzicie sam leżę w szpitalu w ciężkim stanie, ciągle pod tlenem. Mam 34 lata i nie mam żadnych innych chorób. Nie wiem gdzie się zaraziłem. A zmiotło mnie tak, że w domu samodzielnie bym nie przeżył. Kilkukrotnie widziałem się ze śmiercią, która krążyła obok mnie. Przeszedłem rozległe Covidowe zapalenie płuc. Kilka dni temu otrzymałem osocze od ozdrowieńców. Wreszcie zacząłem się więcej ruszać. Więcej tzn. opuszczę nogi z łóżka i czasem wstanę – ciągle na tlenie. Dalej nie jestem w stanie przejść nawet 3 metrów samodzielnie ale wieże, że z każdym dniem będzie lepiej. Uważajcie na siebie i chrońcie przede wszystkim osoby starsze!
Następne słowa, które skierował 25 października:
Witam wszystkich. Chciałem Wam z całego serca serdecznie podziękować za każdą formę wsparcia. Za dobre słowo i modlitwę. Chciałem też podziękować Pani doktor z przychodni, która niestrudzenie nam pomagała. Oraz za opiekę służbie zdrowia w Starachowicach. Ci ludzie wykonują tu niesamowicie ciężką pracę. (…) Dla tych którzy będą chcieli przeczytać, chciałem podzielić się swoim świadectwem wiary. Dla niektórych może to dziwne zabrzmi ale dziękuję Panu Bogu za ten Krzyż, który mi dał. Jak dużo mnie nauczył. Ten miesiąc był dla mnie bardzo trudnym doświadczeniem ale też pięknym. Bardzo dobrze z żoną pamiętamy naszą walkę o moje zdrowie. Niestety wszystko się bardzo przedłużało, objawy się nasilały a stan zdrowia stopniowo się pogarszał. Dobrze wiemy z żoną, że nie miałem w domu żadnych szans na wyzdrowienie. Czekają na karetkę Covidową dusiłem się przez ponad 5h. Nie byłem w stanie wstać z łóżka. Dopiero kiedy mnie podpięli pod tlen w karetce oddech się uspokoił. Kolejne czekanie pod Skarżyskim szpitalem. Na szczęście po paru godzinach znalazło się miejsce w Starachowicach i tam mnie zabrali. Stan był bardzo ciężki. Czułem obok siebie śmierć, która krążyła. Ciężko było mi cokolwiek powiedzieć. Brakowało powietrza. Z płuc wypluwałem wydzielinę z krwią. Gdy widzisz umierające osoby obok siebie i pielęgniarki pakujące ciało do worków foliowych. Było to bardzo trudne. Nie każdy pewnie uwierzy w to co powiem teraz ale jest to moje przeżycie. W drugą noc po otrzymaniu osocza i leku, w nocy "coś" lub bardziej ktoś, ścisnęło mi gardło tak mocno, że nie byłem wstanie nic powiedzieć. Czułem opadające wargi. Jedyne słowa które zdołałem powiedzieć: "Jezu drogi!" Po tych słowach w momencie zacząłem spokojnie oddychać. I od razu zasnąłem. Od tej nocy mój stan zaczął się poprawiać, czułem przychodzące siły i chęć do życia. Ale przede wszystkim czułem ciągłą obecność Jezusa przy mnie. Czułem otaczający płaszcz modlitwy. W tym wszystkim widziałem siłę Wspólnoty. Ludzi, którzy nawet mnie nie znali, a modlili się za mnie. Jak wspaniałym darem jest Wspólnota i wspólna modlitwa. Teraz czuję się już dużo lepiej. Staram się samodzielnie chodzić już bez wózka. Jeszcze pewnie zostanę trochę w szpitalu ale mam nadzieję jak najszybciej spotkać się z rodziną w domu za którą, bardzo tęsknię. Doświadczenie to pokazało mi jak jesteśmy kruchymi istotami. Jak można szybko stracić życie. Chciałem wszystkim powiedzieć, że ciągła gonitwa za pieniądzem nic wam nie da, one tu w szpitalu w niczym wam nie pomogą i nie mają żadnej wartości. A czas ten lepiej poświęcić rodzinie i dzieciom. Spotkać się z przyjaciółmi i bliskimi. To właśnie obecność duchowa i wasze wsparcie mi pomogło. Życie jest kruche i nigdy nie wiemy kiedy możemy stracić bliską osobę. Dziękuję Bogu jeszcze raz za ten Krzyż. Doświadczenia dobra jakiego tu otrzymałem nie umiem ocenić. Było Go tak Wielkie! Teraz kiedy czuje się lepiej staram się to dobro przekazywać dalej. Pomagam innym w szpitalu na ile mi starcza sił. Od prostych czynności jak zagotowanie wody na herbatę, czy rozmowy, dzielę się paczkami, które dostałem z  ludźmi, którzy tu leżą w różnym stanie. I muszę się dzielić tą Miłością Chrystusa, którą otrzymałem Gdy tylko będzie to możliwe będę chciał oddać moje osocze, by pomogło innym, tak jak mi. Pozdrawiam serdecznie. Niech Wam dobry Bóg błogosławi.
3 listopada tuż przed wyjściem ze szpitala:
    Witam wszystkich jeszcze raz  . Zdjęcie jeszcze z ostatnich chwil w szpitalu ale od dziś już w domu z rodziną  .

    Niech to świadectwo Karola, uświadomi nam, że jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za nasze zdrowie, ale także innych. Ale, myślę, że jeszcze ważniejsza nauka, która płynie z tego świadectwa, jest taka, że nasze życie jest wielkim darem, każdy dzień, każda chwila, szczególnie ta, która jest przepełniona miłością, dobrem. Pamiętajmy, że dobro czynione bezinteresownie wraca ze dwojoną siłą. Kochajmy życie, bo mamy je tylko jedno. Kochajmy też ludzi, którzy są wokół nas. I przede wszystkim kochajmy Pana Boga.